Doktor Strange 2016 Otwórz swój umysł. Zmień swoją rzeczywistość.
Przegląd: Stephen Strange (Benedict Cumberbatch) jest aroganckim i ambitnym neurochirurgiem. Jego życie wywraca się do góry nogami, gdy w wypadku samochodowym doznaje kontuzji rąk. Po nieudanych próbach wyleczenia szuka porady u Jonathana (Benjamin Bratt), który zdołał uleczyć się po złamaniu kręgosłupa. Zgodnie z jego wskazówkami Strange udaje się w okolice Katmandu, gdzie poznaje uczniów Wonga (Benedict Wong) i Mordo (Chiwetel Ejiofor) oraz mistrza Przedwiecznego (Tilda Swinton). Wkrótce Strange odkrywa w sobie potężną moc.
Komentarz
Stephen Strange to buńczuczny neurochirurg, który po wypadku samochodowym traci sprawność w rękach – narzędziu jego pracy. Wydając fortunę na zabiegi i poszukiwanie lekarstwa dla swoich zmasakrowanych dłoni dowiaduje się o miejscu zwanym Kamar-Taj, z którego powrócił o własnych siłach sparaliżowany od pasa w dół jeden z podopiecznych kliniki rehabilitacyjnej do której uczęszcza nasz bohater. W Kamar-Taj poznaje Starożytną, która wyjawia mu, że to miejsce może otworzyć mu oczy na inne wymiary i ogromne moce zaklęć, które wpływać mogą na świat materialny. Krótko mówiąc, doktor Strange ma zostać magiem. Ciężko mi pisać o niuansach samej adaptacji, Doctor Strange zadebiutował na łamach komiksu ponad pół wieku temu, a ja miałem okazje czytać tylko i wyłącznie jego gościnny udział w wielu seriach bohaterów Marvela, które nie były insygnowane nagłówkiem Strange, a właśnie Avengers, Defenders itp. Mimo wszystko poczytałem trochę i zaglądnąłem do kilku numerów aby wyrobić sobie zdanie i powiem, że film wyszedł naprawdę dobrze. Odloty po LSD i magiczne wymiary były podane w bardzo rozsądny sposób. Przenikanie barw i wizualnych halucynacji z innych wymiarów jest odpowiednio dozowane, że nie kręci się w głowach, a magiczne sztuczki mają bardzo smaczny wydźwięk, ogląda się je z opadniętą szczęką. Plejada gwiazd jest zaskakująco dobra. Mamy Benedicta Cumberbatcha, który na pierwszy rzut oka ma się nijak do magicznego świata komiksu, a radzi sobie świetnie, Madsa Mikkelsena czyli jednego z moich ulubionych aktorów, będącego szalenie uzdolnionym i ambitnym aktorem. Odgrywając rolę Kaeciliusa robi to po prostu tak oryginalnie, komediowo i charyzmatycznie, że można byłoby zrobić dla niego osobny film. Na sam koniec Tilda Swinton ze swoją łysą głową w roli Starożytnej. Jej androgeniczna uroda to coś czego takiej produkcji brakowałoby gdyby nie ona. Rachel McAdams dla mnie była bardzo średnia, nie było czuć jej emocji, nie dość, że wypada blado przy reszcie aktorów to w tej produkcji została zepchnięta na drugi plan. Wątpię aby jej postać odegrała istotną rolę w uniwersum Marvela tak jak Natalie Portman u boku Thora. Chiwetel Ejiofor był dla mnie nijaki, zapewne jego rola będzie większa w kolejnych produkcjach ale w roli Mordo wypada słabo. Scenariuszowo to kawał dobrej roboty, dopracowane do perfekcji sceny, gagi a nawet slapstickowe sekwencje, które spodobają się każdemu kto choć raz oglądał stare, czarnobiałe komedie. Świetne wejście peleryny lewitacji, genialne komediowe przerywniki i co najważniejsze, sensowny podział genezy, rozwinięcia i finału. Bez przeciągania, dokładania kolejnych zbędnych cegiełek i prosty, minimalistyczny cliffhanger bez dodatkowych fajerwerków (sam film to jedno wielkie konfetti). Wizualnie trochę zalatuje Incepcją, przynajmniej zapadające się w sobie horyzonty miasta. Konieczne było postawienie sukcesu filmu na jego stronie wizualnej więc zjawiskowa kolorystyka, sekwencje narkotykowego odlotu i trip podczas odwiedzania multiwersum to wręcz unikalne doświadczenie widza. Mamy również dopracowane rekwizyty, kostiumy i scenerie, w których kręcony był ten film. Mój jedyny zarzut to kilka niedociągnięć w scenach walki. Z dalszej perspektywy akolici głównego antagonisty wyglądają za bardzo plastycznie, nadnaturalne ruchy zdradzają CGI (wiadomo, że większość to CGI ale jak widać CGI to znaczy, że to jest kiepskie CGI). Reasumując, Doctor Strange to narkotykowa odskocznia od tego co znamy z Marvela, jednocześnie to oryginalna historia o magii, energii życiowej i sile umysłu (której w komiksach Marvela nie trawiłem i magia w świecie technologii i mutantów do mnie nie przemawiała), a z drugiej strony to jednak spójny i bardzo istotny film stanowiący nieodłączny element MCU. Dla mnie bomba!